środa, 31 sierpnia 2011

PRAGNIENIE

     Gdy się spotkaliśmy, była mniej więcej dwunasta czterdzieści. Robert wyglądał jakby całą noc nie spał.
Oczy podkrążone i czerwone, twarz zmęczona i wysuszona sprawiała, że wyglądał na co najmniej pięć lat więcej niż w rzeczywistości. Zresztą i ja nie wyglądałem dużo lepiej.
     Z nieba lał się żar. Nie mogło być mniej niż trzydzieści osiem stopni w cieniu, co u nas zdarza się niezbyt często. Straszne chciało nam się pić, a mięliśmy jeszcze kawałek drogi do przejścia, więc przyspieszyliśmy kroku.
- Masz jakieś pieniądze? - spytał Robert po chwili milczenia.
- Trochę znajdę, a Ty? - odpowiedziałem i starałem się sobie przypomnieć ile też rzeczywiście mogę mieć pieniędzy.
- Mam najwyżej dwa tysiące - odparł i spojrzał na mnie.
- Ja też nie więcej - skłamałem, bo doliczyłem się już czterech i pół.
- Już nie wytrzymuję tego upału, muszę się zaraz napić.
- Myślisz, że ja czuję się inaczej?
- Czy tam na pewno będzie czynne?
- A skąd ja to mogę wiedzieć, myślę, że tak.
- Ale w taki upał może nic nie być.
- Dla spragnionych na pewno coś znajdą.
     Zbliżyliśmy się do budynku. Na pierwszy rzut oka wydawał się być całkiem wyludniony. Zajrzeliśmy przez okno. Wewnątrz było około piętnastu osób.
- No, mamy szczęście - uśmiechnąłem się do Roberta - mówiłem żebyś się nie martwił. Weszliśmy do środka. Ciężką, gorącą i ciemną od dymu atmosferę z trudem przerzedzały trzy, podwieszone u sufitu wentylatory.
Gdy stanęliśmy w drzwiach, wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę. Żadna z nich nie różniła się od naszych. Tak samo podkrążone i zaczerwienione oczy, takie same krople potu na czołach. Podeszliśmy do czegoś, co przypominało bar. Zostaliśmy zaakceptowani i nikt już nie zwracał na nas uwagi. Za ladą nikogo nie było.
- Halo! Można kogoś prosić! - zawołał Robert. Po chwili podeszła bardzo nieprzyjemnie wyglądająca kobieta. Była gruba. Twarz miała pomarszczoną i tak czerwoną, że aż nieprzyjemnie było na nią patrzeć, a grymas ust i wyraz oczu zdawał się mówić: "Ja tu jestem szefowa i mogę was obsłużyć, albo nie", ale widać nasze cierpienie było tak bardzo widoczne, że sumienie nie pozwoliło jej odmówić 
i grzecznie zapytała:
- Co mam być?
- Dzień dobry. Chcielibyśmy się czegoś napić - zaczął Robert.
- Tylko to co widać.
- No to poprosimy... - spojrzałem na Roberta - dwa razy sto czystej i ...
- I co? - niecierpliwiła się "pomarszczona".
- I szklaneczkę zimnej wody.
- Tysiąc siedemset pięćdziesiąt.

Warszawa, 23.07.1989

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz